Dzień dobry,
mam takie... "desperackie" pytanie, desperackie w tym sensie, że nie znajduję na nie odpowiedzi od DEKAD, odkąd pierwszy raz zauważyłem to zjawisko i dostałem jakieś odpowiedzi "na chłopski rozum" od rodziców, wujków. Po latach odkrywałem, że ich odpowiedzi są nieweryfikowalne doświadczalnie.
Od kilku lat pytam też fizyków (znanych osobiście), ale też na jakiś forach uczelni, e-maili do jakiegoś profesora czy doktora od fizyki

Na portalach pogodowych, które udostępniają opcję typu "zadaj nam pytanie o pogodę"...
Wszyscy oni odpowiadają, że pytanie o to zjawisko to bardziej pytanie do biologów, bo związane jest z ciałem człowieka.
No i szukając precyzyjniejszych informacji na temat wilgotności (bo podejrzewam, że to z tym parametrem związane jest to zjawisko o które mi chodzi) trafiłem na to forum. A, że sam kupiłem sobie prostą stację pogodową, m.in. po to, żeby spróbować zrozumieć to zjawisko - to pomyślałem, że może tutaj, będzie ktoś, kto ma tak konkretną wiedzę na styku fizyki i biologii
Chodzi o — nagłe, intensywne pocenie się – tuż przed wiosenną/letnią burzą.1. Rozwijając, mamy ciepłą pogodę. Temperatura powiedzmy 25°C. Jest ciepło. Pocenie się występuje na akceptowalnym poziomie, tzn. pot zdąża wyparować zanim zacznie mnie drażnić i "swędzieć".
2. Ale nagle zaczynam się czuć jak w łaźni. Na czole pojawia się pot, który wyraźnie czuję bo nie znika, a nawet zaczyna płynąć strużką. Czuję pod na przedramionach, itd. a powietrze staje się, mówiąc potocznie, "gęste". Generalnie odczucie jakby weszło się do łaźni (oczywiście w mniejszej skali). "Ludzie prości" mówią na to, że zrobiło się "duszno", ale przecież my wiemy, że powietrze nie zniknęło, więc człowiek nie może się 'dusić' - w dokładnym znaczeniu tego słowa - czyli, że zaczyna mu brakować powietrza

Dla mnie, adekwatniejszym słowem, które tu pasuje jest - zrobiło się PARNO.
3. No bo jak tak nagle zacząłem się pocić to szybko patrzyłem na termometr "Co się dzieje? Nagle zwiększyła się temperatura?" - ale patrzę i się NIE ZWIĘKSZYŁA. Czyli to nie zmiana temperatury powoduje ten efekt.
4. Dlatego wracam do pojęcia "PARNO", tym bardziej, że ten efekt kojarzy mi się gdy mówią o "łaźni" albo o "wilgotności w dżungli".
5. No ale jak zerknąłem na termometr i widzę, że tam się nic nie zmieniło, to wyglądam za okno, a tam... nagle pociemniało. Chmury zakryły niebo, jaskółki zaczęły niżej latać. I, znowu mówiąc potocznie, "atmosfera zgęstniała". Takie ewidentne oznaki, że zaraz będzie "letnia burza".
6. W końcu burza się pojawia, a to skrajnie intensywne pocenie się - płynnie - zanika. Robi się też chłodniej.
No i teraz pytanie
dlaczego tak się dzieje?Kiedyś gdzieś usłyszałem o tym, dlaczego w dżungli jest gorzej niż na pustyni - przez dużą wilgotność - bo jest tyle pary, że ten pot występujący na ciele człowieka - już nie ma gdzie odparować. I nie dość, że zostaje, to jeszcze bez parowania nie działa chłodzenie.
Stąd kilka takich "chłopskich wniosków", np. pomyślałem, że może te pojawiające się masowo chmury.... "emitują/wywołują" więcej wilgotności? Bardzo dużo, w krótkim czasie. I następuje DRASTYCZNA zmiana wilgotności w czasie - i stąd ten efekt.
Albo, że te chmury, które nagle jakby nas "zamykają" szczelnie jak w pudełku - powodują zwiększenie... ciśnienia, a to z kolei wpływa jakoś na wilgotność albo może to ciśnienie ściska tę wilgotność "w dół", koncentrując ją na mniejszej powierzchni?
Ale niestety, gdy kupiłem jakąś podstawową stację pogodową, pokazującą wilgotność i ciśnienie... żaden z tych parametrów - się nie zmieniał w tym momencie gdy odczuwałem ten efekt

Co więcej, ja myślałem, że już padający deszcz - ZWIĘKSZA wilgotność - a zatem, wraz z deszczem efekt łaźni powinien się nasilać, a tym czasem, po pewnym okresie (nie od razu) padania deszczu - ten efekt łaźni znika.
Czy ktoś tutaj potrafi to konkretnie, fizycznie wyjaśnić?A może to są bardzo minimalne zmiany wilgotności/ciśnienia i taka prosta "pogodynka" nie wyłapie takich zmian? Ale jeśli to małe zmiany to czy objawiały by się taką intensywną i gwałtowną reakcją ciała?
Męczy mnie to już od DEKAD. A jeśli ktoś odpowiada, to rzuca standardowe "no bo robi się duszniej", "robi się parno"... i to jakoś można 'naukowo'/logicznie w głowie sobie wytłumaczyć - no ale wtedy te pomiary wywalają te teorie do śmietnika, bo wg pomiarów - to nie zmienia się ani ciśnienie, ani wilgotność, ani temperatura :/ A przecież coś FIZYCZNEGO wywołuje tę reakcję w ciele. I jest to powtarzalna reakcja, na konkretne zmiany: wiosna/lato, ciepła temperatura, nagłe zachmurzenie przed burzą.
Czy ktoś mnie wyrwie z niewoli zafiksowania się na tym zagadnieniu i będę mógł w końcu przerzucić te akta do spraw "rozwiązanych"?

PS
Bo mam jeszcze dwa inne zagadnienia, w temacie "teoretyczna fizyka pogody - a rzeczywiste efekty" :>